Skip to main content

Koleje losu

Każda decyzja, jaką podejmujemy, wpływa na nasz los. Żadna nie przechodzi bez skutku. Czasami nie widzimy nawet, jaką burzę możemy wywołać swoją, jedyną, najmniejszą nawet decyzją. Jak mocno możemy zmienić swój los i los innych, związanych z nami ludzi. Nam się może wydawać, że to przejdzie bez konsekwencji, ale nie przejdzie i ze skutkiem tego, będziemy się np. zmagać do końca naszego życia. Bo okaże się, że wyczerpaliśmy w ten sposób wszelkie możliwości naprawy swojego życia. Pogoniliśmy kogoś, kto mógł nam realnie pomóc się zmienić. Skoro jednak podejmujemy taką decyzję, coś w nas widocznie tego potrzebuje i chce się z tym zmierzyć. I nie ma w tym niczego złego, nie od strony duchowej.

   Każdy przecież potrzebuje jakiegoś zestawu lekcji życiowych, które ukażą nam, jakie tak naprawdę kierują nami intencje. Gdzie pozostajemy nieszczerzy wobec samych siebie i innych. I choć wydaje nam się, że dana rzecz, która przytrafia nam się w życiu, w jakiś sposób nas odmieni, nie zauważamy, że może być ona poważną lekcją życiową. To, co bowiem nas napędzało, skąd czerpaliśmy energię, mogło się na nas, w wyniku naszych decyzji zamknąć. A jeśli nie potrafimy czerpać energii z własnego źródła, szybko odkryjemy, jak mały zasób energii pozostał nam na nasze życie. Nie mówiąc o tym, jak silnie może z nas dodatkowo czerpać ktoś, w naszym otoczeniu. Wtedy, nie tylko wyczerpujemy się na siłowanie z samym sobą, ale i jeszcze doładowujemy innych. Co będzie efektem tego? Na pewno jakiś rodzaj wyczerpania. Czy to psychicznego, czy fizycznego, czy też na poziomie odczuwania samych emocji lub uczuć.

   Swoją energię potrafimy zużywać w bardzo efektowny sposób. Wydaje nam się, że rzeczy, które robimy w życiu, na nas nie wpływają, przepływają obok nas. Szczególnie wtedy tak sądzimy, gdy czujemy, że mamy dużą witalność. Kłania się tu dość mocno młodość i czas, gdy zużycie energii jest najintensywniejsze. Później, gdy wchodzi rutyna, nie zauważamy, że tych sił mamy już znacznie mniej, a energia zużywa się dwa razy szybciej. A my nawet nie wiemy, na co ją tak naprawdę zużywamy.

   I nagle się okazuję, że samo przetrwanie dnia bywa już wyczerpujące. Szczególnie wtedy, gdy wypełnia go jedynie rutyna. Szukamy więc rozrywek w Internecie lub telewizji. Oglądamy namiętnie mecze, gramy w różne gry, odwiedzamy zakazane strony, sięgamy po używki. Byle tylko się pobudzić, zaczerpnąć skądś energię. Byle tylko zabić czas. A tak naprawdę wegetujemy. I to nas zjada wewnętrznie, odbiera nam chęć do życia. Ale my tego nie widzimy. Żyjemy jak w transie, od jednej przyjemności do drugiej. Od jednego obejrzanego filmiku, do drugiego. Od jednego meczu, do drugiego.

   Jakże ożywcza staje się wtedy dla nas energia, która pojawia się nagle w naszym życiu i potrafi pobudzić nas energetycznie, na wszystkich poziomach. Której obecność sprawia, że chce się nam biegać, tańczyć, kochać do utraty sił. Jakby wstępowała w nas druga młodość. A jeśli jeszcze ta energia wnosi wysoką jakość wibracyjną, jest ona dla nas prawdziwym błogosławieństwem. Czujemy wtedy, że jej potrzebujemy, czujemy, że mamy skąd czerpać siły do życia. Staje się motorem napędowym naszych działań. Niestety, potrafimy też jej nie szanować. Wykorzystywać jedynie do własnego pobudzenia się, czy to życiowego, czy też innego, i porzucać, gdy ta energia chce, byśmy poszli dalej w swym rozwoju. Choć my wcale nie zamierzamy iść dalej. My chcieliśmy jej jedynie użyć, by się pobudzić, by w jakiś sposób rozjaśnić nasze życie. I wcale nie zamierzaliśmy zrobić choćby najmniejszego kroku w stronę wyższej świadomości.

   Tworzymy wtedy grę pozorów. Niby chcemy, ale wciąż się dopytujemy, czy aby na pewno tam będzie dobrze? Czy aby na pewno będziemy szczęśliwsi na tym wyższym poziomie rozwoju? A ile na tym stracimy? Ile będziemy musieli zostawić, choć wcale nie chcemy i nie zamierzamy niczego lub nikogo zostawiać?

   Tak, gra pozorów bywa dość manipulacyjną grą. Pełna jest bowiem niepewności i szukania zapewnień. Czy aby na pewno? A czy mnie się nic nie stanie złego? A czy ten wyższy poziom duchowy pozwoli mi być ,,starym” sobą, z moimi wszystkimi dawnymi nawykami, upodobaniami, fantazjami.

   Nie, ten wyższy poziom, nie da wam możliwości zachowania ,,swojej starej skóry”. Tę swoją starą skórę trzeba zrzucić i nie można zostawić sobie nawet jej strzępka. To nasze stare Ja musi umrzeć, i musi odsłonić się nowe Ja. Podobnie, jak musi umrzeć wasz stary świat przywiązań i przekonań. I jeśli dostajecie taką szansę, a nie wykorzystacie ją, pozostaniecie w świecie starych wzorców, przekonań, starego podejścia do życia, śmierci, konsumpcji, przyjemności, starych rządz. Nie widząc jednocześnie, że ten stary świat też umiera.

   Będą was opuszczać nagle różne, do tej pory stałe w waszym życiu osoby (przyjaciele, partnerzy, rodzice, dzieci), będą się od was odsuwać, zamykać się w sobie lub na was, umierać. Będzie rozpadać się system, w który tak święcie wierzyliście, a który do tego momentu dawał wam pozorną stabilność. Wam zaś będzie się wydawać, że skoro pozostaliście w starym świecie, skoro dokonaliście takiego wyboru, wtedy wasze życie znów będzie pozornie spokojnie. Wręcz nudne.

   Nic bardziej mylnego. Pozorność ma to do siebie, że opiera się dość mocno na złudzeniach. Buduje ją iluzja pozornego spokoju, pozornej stabilizacji. Nie widzicie jednak, jak mocno jest już to zachwiany świat wokół was. Jak mocno są już zachwiane struktury świata, który tak pieczołowicie budowaliście. Wy jednak chcecie na siłę w nim pozostać. Dobrze. Wasz wybór.

   Duchowo, chyli się zawsze czoła przed wyborem innej duszy. Otaczamy ją opieką, ale to ona dokonuje ostatecznie wyboru. My, przewodnicy, pomagamy jej jedynie wtedy, gdy wyrazi prawdziwa gotowość do zmiany. Nie, nie chodzi jedynie o wyrażenia chcenia. Chcenie może sobie taka dusza włożyć do kieszeni. Ta prawdziwa zmiana, na lepsze, odbywa się jedynie wtedy, gdy płynie prosto z serca. Gdy zaś jest fałszywa i pozorna, tworzy dla siebie ścieżkę złych doświadczeń. Choć, duchowo, nie postrzega się jej w ten sposób. Każda bowiem ścieżka, choćby najgorsza, choćby najbardziej surowa ze wszystkich, ma w efekcie doprowadzić duszę do zrozumienia.

   Jak się zatem pracuje na poziomie losu?

   Cóż, powiedziałabym, bardzo ciekawie. Jedną z rzeczy bowiem, którą wykonuje się na tym poziomie, jest praca z łataniem rzeczywistości. Pomaga się w ten sposób duszom, które wykonały np. modlitwę, zwróciły się z jakąś prośbą do wyższych sił, wyraziły gotowość na jakąś formę przemiany, czy też wyraziły chęć, by ruszyć do przodu, a okazuje się, że wokół nich jest tyle pozrywanych sieci energetycznych, że ta modlitwa niemalże nie ma szansy się spełnić.

   Wspomniałam już o tym wcześniej, że ważnym jest, nie sama modlitwa, a gotowość danej osoby do jej spełnienia. To właśnie ten stan, ta postawa, pełna gotowości, szczerej, prawdziwej chęci, wyrażonej prosto z serca, decyduje o tym, że podczas łatania rzeczywistości wokół danej duszy, splata się jej energię tak, by jej coś umożliwić.

   Podobnie się dzieje, gdy jako przewodnicy pracujemy z jakąś duszą i zawiadujemy jej ścieżką przeznaczenia. Wnika się wtedy w rzeczywistość, którą tworzy w sobie i wokół siebie, dana dusza i tak splatamy, i rozplątujemy jej energię, by jej ścieżka stała się nie tylko możliwa, ale i łatwiejsza do przebycia.

   Od strony fizycznej, taka osoba odczuwa to jako moment, gdy nagle coś się ułożyło samo. Nagle, jakby los sprzyjał tej osobie. Nagle, jakby jej jakieś wyższe siły pomogły. Tylko, to się nie dzieje samo, na poziomie bowiem urzeczywistnienia pracuje się nad energią, takiej duszy dość dokładnie i ktoś pomaga jej, by spełniło jej się to, o co prosi. I, prawdę mówiąc, potrafi to być niezwykle zajmujące zajęcie. Do ogarnięcia jest bowiem nie tylko zakres przyczyny i skutku. Trzeba ogarnąć czasami i samą duszę. Niestety, podopieczni, czyli duszyczki, którymi opiekuje się taka świetlista istota, bywają, powiedzmy, często dość marudne lub trudne w obyciu.

   One, owszem, chcą, by im się coś spełniło, ale nie chcą ze swej strony wykonać choćby najmniejszego wysiłku, by coś zmienić. A musi się czasami, a nawet nie czasami, a dość często zmienić w nas, nie tylko małe, coś, ale i o wiele więcej, by się spełniła, choćby drobna rzecz.

   Kochani, nie ma łatwo. Nie da się, chcieć i trwać jednocześnie w oportunizmie. Nie da się wam jedynie słać płatków róż pod stopy, a wy nic, żadnej chęci ze swej strony. Nie da się was ciągle popychać w dobrym kierunku. Czasami musicie się wywrócić i powybijać wszystkie zęby. Czasami musicie się zderzyć z rzeczywistością, wpaść na kogoś, kto was ustawi do pionu, kto wam powie: dość! I, wierzcie, mi, właśnie w takich sytuacjach, nie ma przypadków.

   To, że wy sobie tam coś chcecie, myślicie, to jedynie chcenie, myślenie. Ale, próbujcie, bo właśnie, owo próbowanie, może być przyczyną do zmiany. Możecie sami, w którymś momencie dojść do tego, że coś jest nie tak z waszą postawą. Inaczej, ciężkie lekcje, będą dokładnie tym, na co nieświadomie złożyliście zapotrzebowanie do sił wyższych, by powstrzymać samych siebie. I to się właśnie zadzieje.