Skip to main content

Wyłaniająca się z nas rzeczywistość

    Wszystko, co nas otacza, jest nietrwałe. Jedynie to, co wynika ze świadomości, pozostaje w nas, jako świadectwo naszego istnienia. Przywiązując się do tego, co nietrwałe, zawsze doznamy rozczarowania. Wydaje nam się wtedy, iż to, co sprawia nam przyjemność, zawsze będzie nam ją sprawiać. Osoby, które kochamy, zawsze będą u naszego boku. Pieniądze, zawsze będą miały tę sama wartość, dom, w którym mieszkamy, nigdy nie zostanie zburzony. Wierzymy w to lub taką mamy nadzieję. Gdy tymczasem, to, czego doznajemy, możemy doznać jedynie w tej chwili. Jeśli nie potrafimy tym się nasycić, nacieszyć, poczuć w tym spełnieni, nie powtórzymy już tego momentu. Możemy więc się wspinać na szczyt, ale tam nie pozostaniemy dłużej niż chwila, gdy tam będziemy. Możemy osiągać sukces, jednak doznamy go jedynie przez moment. Możemy za pomocą przedmiotów sprawiać sobie przyjemność, kupując je lub użytkując, niestety, nie będzie to trwała przyjemność. Za chwilę się tym zmęczymy, znudzimy i będziemy szukać nowych rzeczy, które dostarczą nam nowych wrażeń, przyjemności.

    Nie przyjmujemy do wiadomości, że wszystko jest w tym świecie nietrwałe. Że wszystko ma wpływ na naszą energię, samopoczucie. My żyjemy przecież w stałości, otacza nas materia, a ona wydaje się stała i niewzruszona. Owszem, od czasu do czasu zauważamy przemijanie: gdy ktoś umrze, gdy popsuje nam się samochód, telefon komórkowy staje się przestarzały. Widzimy to, ale i jednocześnie nie dostrzegamy. Dla nas wydaje się to snem. Jest, nie ma.

    Ci zaś, co to dostrzegają, żyją w niepewności jutra, w lęku przed przyszłością. Starają się tam sięgnąć, upewnić, że wszystko będzie dobrze, choć nie jest przecież dobrze nawet teraz. Podlegając zaś lękowi, staramy się żyć pełnią życia, jeść do oporu, bawić się do oporu, kochać, zwiedzać, chłonąć, bo za chwilę tego może zabraknąć. Nie widzimy jednak, że im bardziej chcemy żyć maksymalnie, tym bardziej uzależniamy się od takiej formy życia. I wystarczy później mały podmuch wiatru, gorszy dzień, a doznajemy załamania. Bo coś nam zakłóciło nasze życie pełnią. Znów jest nie po naszej myśli! – krzyczymy. Świat jest przeciwko nam. Los się na nas mści, ciąży na nas fatum, i w ogóle, świat duchowy za coś nas, na pewno karze, bo nie dostarcza nam przyjemności w takim stopniu, w jakim byśmy tego chcieli.

    Żyjemy więc, uzależnieni od świata zewnętrznego, od ludzi, ich nastrojów i nie ma w tym w ogóle nas samych. Nie jesteśmy kompletnie świadomi siebie, nie umiemy oddalić się od tego wszystkiego, co się dzieje, by dostrzec, kim tak naprawdę jesteśmy. A przecież, to my tworzymy naszą rzeczywistość. Wyłania się z nas, generujemy ją wokół siebie, składając z naszych pragnień, energii, które do siebie przyciągamy i odpychamy. To wszystko, co przeżywamy, czego doświadczamy, dzieje się zatem w nas. My zaś widzimy jedynie to, co nam może dostarczyć przyjemności, nie zaś sami siebie, swoje wnętrze. Dlatego też, wydaje nam się, że żyjemy na zewnątrz, otoczeni wszystkim, co także żyje na zewnątrz siebie. Że jesteśmy częścią tego świata, choć nie widzimy w nim siebie. Swój obraz, zaś, składamy jedynie ze strzępków odbić w lustrze, w cudzych reakcjach, gestach. I myślimy, że tym właśnie jesteśmy…