Skip to main content

Odważne kobiece cele

    Tworząc je, nigdy nie zapomnijcie o swojej cielesności. O to, by zadbać nie tylko o swoje zdrowie, ale i swoją kobiecość/męskość. O rozwój przeciwnego pierwiastka, o to, by uzdrowić w tym zakresie wszystko to, co w was nieuzdrowione. I o to przede wszystkim, by nauczyć się o tym mówić. Bo to jest chyba najtrudniejsze, jak zauważyłam, prowadząc niezliczone ilości rozmów. Mówienie o sobie, o swoim ciele, o przyjemności, rozkoszy, podnieceniu. O rzeczach, które powinny być w zasadzie dla nas czymś bardzo naturalnym, a są tematem tabu, wynikłym z wielu wieków, zawstydzania tych, którzy o swej cielesności śmialiby pomyśleć, nie mówiąc o rozpowszechnianiu prawa do cielesnej przyjemności. Takie zaś podejście, pamiętajmy, zawsze zrodzi skrajność.

    Gdy mamy do czynienia z czymś na co dzień. Gdy widzimy, że nasze otoczenie traktuje to, jak rzecz normalną i w nas wykształca się wtedy przekonanie, że ta rzecz jest normalna, zwyczajna, po prostu obecna w naszym życiu. Gdy zaś sami robimy z czegoś, coś innego, dziwnego, nadajemy temu demoniczne znaczenie i jeszcze tę wizję narzucamy innym, to i nie dziw, że inni też tak zaczynają o tym myśleć. Dodając do tego jeszcze strach, szykanowanie myślących inaczej, jakże łatwo uznać, że cielesność to zło. Podniecenie jest czymś, czego wręcz powinniśmy się wstydzić. Nasze ciało, to wynik grzechu rodziców, bo przecież jest dowodem, że uprawiali seks. Ale wstyd, jak usłyszałam kiedyś od mojej znajomej. Co ciekawsze, choć posiada męża, boi się sama posiadać dzieci, by nie wydało się, że uprawia seks. Bo to wstyd i świadczy o tym, że my TO robiliśmy. Choć TO, powinno być najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem. Podobnie jak mówienie o tym z innymi, czy też dotykaniem tego tematu w sobie.

Nauczono nas wstydu. Nauczono nas, że o tych sprawach się nie rozmawia. Nauczono nas, że to jest problem, że my jesteśmy problemem, jak i nasze ciała. Nauczono nas, by chować się za stertą wyobrażeń, by ktoś o nas źle nie pomyślał. Pamiętajcie jednak, jeśli tkwi w was choć odrobina szacunku do swojej natury, do swojego ciała, do swojej seksualności, kobiecości, męskości, żadne normy społeczne w was tego nie zabiją. Dlaczego? Bo poczujecie, wobec tego naturalny bunt i się zwyczajnie im przeciwstawicie.

    By coś w nas umarło, musimy sami też tego w sobie nie lubić. Dlatego też, im mamy więcej w umyśle bałaganu, im bardziej sami tworzymy negatywne wyobrażenia o sobie, swoim ciele, przyjemności, zmysłowości, rozkoszy, tym łatwiej jest innym zasiać w nas wątpliwość. Od nas też musi pochodzić chęć zmiany. W nas musi nastąpić przebudzenie, by chcieć na powrót pokochać w sobie to, co odrzuciliśmy. Bez pragnienia chęci osiągnięcia stanu jedności ze sobą, żadne namowy nas do tego nie przekonają. Bez pragnienia chęci doznania pełnej rozkoszy, nigdzie nie dojdziemy w naszych zamiarach, bo zabraknie nam sił. To musi wypłynąć od nas. Zacząć się od buntu przeciwko tej sobie, która samą siebie odrzuciła.

    Proces zapewne nie będzie łatwy, ale wystarczy jedynie naprawdę silne pragnienie, by na nowo połączyć się z sobą. Co jest zaś na końcu? Wierz mi, coś bardzo przyjemnego.