Skip to main content

Pragnienie, czy raczej zachcianka…

   Dziś o mocy kreacji.

   Moja najdłuższa kreacja trwała kilkanaście lat. Już praktycznie o niej zapomniałam, że wyraziłam kiedyś taką wolę. I jakież było moje zdziwienie, gdy się w końcu spełniło to, czego pragnęłam tak wiele lat temu. Niestety, jak się szybko okazało, wcale nie byłam z tego zadowolona, a wręcz przeciwnie, bardziej mnie to zaniepokoiło, niż ucieszyło. No bo jak to, że co, że teraz, nagle, gdy ja nieprzygotowana? I dlaczego tak długo to trwało? – zadawałam sobie w myślach pytanie.

   Ja już przecież zdążyłam zapomnieć. Pogodziłam się z tym, że tego po prostu mieć nie będę, a nie znajdowałam innego sposobu na zrealizowanie mojego pragnienia. I nagle, gdy już odpuściłam, gdy zdążyłam zająć umysł milionem innych rzeczy, bach. Pojawiło się to w moim życiu znienacka.

   A może to o to chodziło?! – kontynuowałam moje rozmyślania. – Może w ten właśnie sposób blokowałam spełnienie mojego pragnienia, bo wywierałam nieświadomie za dużą presję na siebie, moje Wyższej Ja, wszechświat lub cokolwiek, do czego ja się tam wtedy zwracałam. – Może nie byłam zwyczajnie wtedy gotowa – bo takie myśli też mi przychodziły do głowy.

   Nasze pragnienia, modlitwy, prośby, choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy, przyjmują bardzo roszczeniową postać. Czy taką postać mogły mieć moje, wtedy, modlitwy, do Wszechświata? Myślę, że tak, przynajmniej w jakiejś części. Czy mogło być to przyczyną tak długiej ścieżki, do zaistnienia w rzeczywistości? Tu jestem niemalże pewna. Moja postawa, z tamtego czasu, gdy to kreowałam, mogła nosić znamiona roszczeniowości. Czy mogłam wywierać presję? Jak najbardziej.

   Wiecie, wcale nie jest tak łatwo nie wywierać presji na Wszechświat. Wydaje nam się też, to normalne, że gdy czegoś pragniemy, chcemy mieć to na już, na teraz. A gdy to nie przychodzi, zaczynamy się gdzieś tam w sobie denerwować. I nie ma w tym dla nas, niczego nadzwyczajnego. Każdy tak robi.

   Inaczej wygląda nasza kreacja, gdy już nasza świadomość jest znacznie rozwinięta. Zanim coś rzucimy we Wszechświat, sto razy się nad tym zastanowimy, czy my rzeczywiście tego chcemy, czy aby nie jest to nasza chwilowa zachcianka. Często bowiem, to nią bywają nasze pragnienia. I łatwo jest to rozpoznać po sposobie, w który zwracamy się do Wszechświata.

   Zachciankowe pragnienia, zwykle okraszone są dużą dozą niecierpliwości. Czujemy nagłą potrzebę posiadania czegoś lub kogoś i musimy to mieć. Już. Bo my tak chcemy. Bo jak tego nie dostaniemy, to się obrazimy na Wszechświat, i w ogóle na wszystko i wszystkich. I tak, wyobraźcie sobie, my funkcjonujemy na co dzień. Wiecznie zirytowani, że czegoś nie dostajemy już. Wiecznie podenerwowani, że na coś musimy czekać, choćby minutę dłużej. Rozkaprysiliśmy się, a my nawet nie widzimy, jaki tego ponosimy skutek. A ponosimy, i to bardzo duży. Rośnie w nas bowiem nie tylko irytacja, ale zaczynamy doładowywać kreację, w obszarze negatywnych intencji.

   Pamiętajcie, przy dużej mocy kreacji, realizuje się nie tylko to, co pozytywne, ale też i to, co negatywne. A nawet to, co negatywne, realizuje się szybciej, niż to, co pozytywne, bo dajemy temu większą uwagę, więcej energii w to wkładamy. A później się dziwimy, że dzieją się w naszym życiu rzeczy, nie do końca zgodne z naszą świadomą wolą. A tu nie ma się co dziwić. Trzeba raczej pomyśleć, jak zmienić proporcję i jak zwiększyć świadomość tego, czego sobie życzymy. Bo tego, często nam najmocniej brakuje. I nie zawsze to, co wydaje nam się takie wspaniałe, takim się okazuje. Czasami bowiem, rzucamy się na jakąś rzecz, bo wydała nam się wspaniała, a inni, dodatkowo ją jeszcze zachwalają. I im się ta rzecz tak doskonale sprawdza w życiu i są z niej tak mocno zadowoleni. A później okazuje się, że jednak to nie do końca jest tym, czego oczekiwaliśmy. I przychodzi rozczarowanie. Oczekiwania nas zwyczajnie przerosły. My zaś, zamiast przemyśleć sprawę, skupiamy się na swoim rozczarowaniu.

   Dlatego tak lubię świadomość. Gdy bowiem wypadnie mi coś w oko, najpierw zadaję sobie pytanie: po co ci to? Mało masz rzeczy podobnych? Czego szukasz? Albo inaczej: co masz nadal w sobie niezaspokojonego? I nie można bez tej rzeczy?

   I jak się okazuje, można, bo nie chodzi nam o rzeczy, a o to, co w nas wywołuje ich posiadanie lub użytkowanie.

   Podobnie rzecz ma się z ludźmi. Nie chcemy drugiego człowieka posiadać, dla samego chcenia posiadania, ale po to, by móc delektować się stanem, który w nas wywołuje. Jeśli ów stan jest przyjemny, to wraz ze wzrostem owej przyjemności, rośnie w nas i wartość tej osoby. Rośnie też chęć, niestety, zawłaszczania jej. Bo skoro raz wywołała w nas ta osoba, piękny stan, to istnieje prawdopodobieństwo, że wywoła w nas ów stan i po raz drugi, i trzeci. I to, tego zawsze pragniemy, nie samego osobnika. Jego energii i swojego stanu przy nim. I tu z pomocą przychodzi świadomość, jeśli bowiem umiał ten stan w nas wytworzyć ktoś inny, to jaki problem wytworzyć go samemu? Tak, wiem, wolimy, by ktoś nam sprawiał przyjemność. My tego wręcz, zauważcie, pragniemy. Bo po co samemu? Nie lepiej znaleźć sobie swojego człowieka do sprawiania nam przyjemności? No, po co się męczyć? A jeśli komuś na nas będzie zależeć, to i starać się będzie, by nam ową przyjemność sprawiać jak najczęściej. I jeśli ów człowiek, też tego chce, to czemu nie? Niech sprawia i my także mu ją sprawiajmy. Ci zaś, co zrozumieli, czym to w istocie jest, pozwolą sobie na pełną wolność od własnych zachcianek. Jakże bowiem człowiekowi lżej, gdy przestaje być zależnym od wszelkich przymusów. Polecam.