Skip to main content

Świadome doświadczanie

Nie przyzwyczajaj się, brzmiał napis, wypisany czarnym sprayem na bocznej ścianie jednego z budynków, który mijałam dziś podczas spaceru.

   Poniżej ktoś dopisał: bo zaraz cię ktoś zamaluje.

   Uśmiechnęłam się, nieważne skąd bowiem czerpiemy inspirację, nawet w takich miejscach, gdzie myśli wymieniają młodzi zbuntowani ludzie, można znaleźć głębię i zrozumienie pewnych procesów, które zachodzą w nas i wokół nas.

   I ten ktoś miał rację. Przyzwyczajamy się. Myślimy, że pewne rzeczy nigdy się nie skończą i będą trwać wiecznie, a przynajmniej uda nam się je zatrzymać w sobie jak najdłużej.

   ,,Chwilo! Trwaj, jesteś piękna!” pisał Goethe w utworze Faust.

   A gdy chwila trwa, my dość często nie potrafimy jej przeżywać. Gdy zaś to się dzieje, nie potrafimy jej odpuścić, pozwolić jej przeminąć. Szkoda nam zazwyczaj pięknych chwil. I nie chodzi jedynie o młodość. Chodzi o każdą chwilę, do której się za mocno przywiązaliśmy. Chodzi o te momenty, które już przeminęły. Żałujemy wielu z nich. Żałujemy swojej młodości, źle podjętych decyzji. Żałujemy, że się zgodziliśmy na pewne rzeczy, a innym nie potrafiliśmy odpuścić. Żałujemy, że się nie bawiliśmy, lub zbyt lekkomyślnie podchodziliśmy do życia.

   Innych znów chwil, w ogóle nie chcielibyśmy przeżywać, nie pamiętać o nich. A różne rzeczy mogły się wtedy dziać. Czasami żałujemy, że się w ogóle narodziliśmy. Niektórzy żałują, że w danej rodzinie, inni, że w jakimś miejscu, z dala o tego, co dziś kochają. Jeszcze inni żałują, że komuś powiedzieli coś, co tego kogoś zraniło, lub nie zdążyli powiedzieć, że tego kogoś kochali.

   Żałujemy, jak widzicie, nie tylko swojej młodości, złych doświadczeń, żałujemy często swojego losu, że tak nam się potoczył. Że wyszliśmy za mąż za daną osobę, że poszliśmy na dany kierunek studiów, że nie mieliśmy odwagi, by zrezygnować z jakiejś pracy i w niej utknęliśmy na lata.

   Gdy dana chwila się dzieje, nie potrafimy też realnie jej ocenić. Wyciągnąć wniosków, już w chwili, jej się dziania. A nawet z czasem, gdy mamy już taką możliwość, nie potrafimy realnie ocenić tego, czego kiedyś doświadczyliśmy. Nie ważne, czy to wynikało z własnej inicjatywy, czy też sytuacja była wykreowana przez kogoś innego. To mało istotne. Mamy z tym ogromny problem, by umieć spojrzeć na samego siebie i swoje życie, w odpowiedni sposób, by się właściwie odnieść do własnych doświadczeń. I najczęściej wyrażamy to poprzez żal, mówiąc, że żałujemy czegoś. Że na to w ogóle przyzwoliliśmy. Że dziś inaczej byśmy postąpili. Ale to wcale nie oznacza, że teraz, w tej chwili postąpilibyśmy lepiej, że nam w tym momencie przybyło rozumu. Żałowanie niczego nie zmienia. Co bowiem z tego, że wyrazimy żal. Zmieni to coś?

   Niektórym pewnie wydaje się, że tak. I owszem, ale tylko wtedy, gdy umiemy z tego wyciągnąć jakieś sensowne wnioski.

   A co nam może w tym pomóc? Otóż, pewna umiejętność, spojrzenia na daną rzecz, nie jak na coś, co nas spotkało, tylko jak na coś, co było wynikiem naszych pragnień. Takie spojrzenie, jeśli się w nie zagłębicie, jako w temat do rozważni, może istotnie zmienić wasze postrzeganie i pozwolić wam wejść w proces przekształcenia w sobie tego, co was hamuje w pójściu dalej.

   Zamiast mieć żal do żony/męża, że zmarnowaliście z nimi np. całe życie. Pomyślcie, dlaczego? Jakie pragnienie miała spełnić wasza żona/mąż? Tak, może teraz czujecie się rozczarowani jej/jego postawą. Ale na pewno nie było to zmarnowanie życia, nie dla waszej duszy. Nie z poziomu karmicznych zadań. Wybór, zapewniam was, był starannie przemyślany jeszcze przed nadrodzinami. Jedynie nie rozumiecie, dlaczego?

   Podobnie, jeśli chodzi o pracę. Możecie się zdziwić, ale i ten wybór był starannie przemyślany duchowo. I choć wydaje się to nierealne, a nawet niepokojące, szczególnie dla tych, którzy uważają, że ich praca jest bez sensu, że chyba musieli mieć nie po kolei w głowie, by wybrać przed narodzinami za swoje docelowe miejsce jakąś korporację lub inną firmę, ale i tu wszystko jest, jak trzeba. Nie zawsze bowiem dane miejsce ma nam ukazać drogę bezpośrednią, do sukcesu lub miejsca, gdzie poczujemy się spełnieni. Czasami musimy zrobić więcej kroków, niż nam się wydaje, i na początku zwyczajnie przekonać, że to nie nasza droga. Tak, kochani, gdy wybieramy miejsce swego przeznaczenia, może ono być naszym lustrem i po to go mogliśmy jedynie wybrać.

   Gdy dokonujemy wyboru swojej rodziny, jest podobnie, a w grę wchodzi naprawdę dużo czynników, nie tylko uwarunkowanych karmicznie, ale i rozwojowo. A dane miejsce, dana rodzina, dany partner/partnerka to jedynie krok, który po prostu musieliśmy wykonać, by przejść dalej. Bo tylko w tym miejscu mogły nam się ukazać te rzeczy, które mamy jeszcze do przepracowania. Tylko te osoby u naszego boku pokazują nam, gdzie tkwi w nas jeszcze problem, w której, z naszych postaw, w której intencji, w jakim mechanizmie lub w jakim programie. Dlatego ich wybraliśmy, by pokazali nam, na co wciąż nieświadomie dajemy przyzwolenie, czego się boimy, lub na to, co nam nie pozwala zrobić kroku do przodu.

   Owszem, lubimy oskarżać te osoby o to, że to one nas hamują, ale to nie prawda. To my sami hamujemy siebie. To my sami nie mamy na tyle odwagi, by przyznać się przed sobą, że tacy właśnie jesteśmy; tchórzliwi. I wolimy zwalić winę na naszego partnera/partnerkę. Lub na naszych bliskich. Ale to nie w nich tkwi problem, a w nas, bo to my się przy nich dusimy. To my się z nimi szarpiemy. To my ich oskarżamy, że nas źle np. wychowali, jeśli chodzi o rodziców. Że byli, jacy byli. Że nasz partner/partnerka nas nie rozumie. Że czujemy się przy nich samotni. Że całe życie nikt nas w zasadzie nie rozumiał.

   Tymczasem, cokolwiek się dzieje w nas lub wokół nas, spojrzenie na to, co się dzieje, jak na proces, który coś nam ukazuje, coś w nas naprawia, coś doładowuje, byśmy mieli tego np. dosyć, pozwoli nam przyjąć właściwą postawę, jaką jest neutralność. A neutralność, szczególnie wobec siebie, jest niezwykle ważnym elementem, wszelkich zmian.

   Kiedy się w niej ustawiamy?

   Gdy to, co się dzieje, wywołuje w nas emocje. To podstawa. Emocje bowiem zdradzają, że znów coś nie jest po naszej myśli. Znów jakieś pragnienie się nie spełnia lub wydłuża się czas do jego spełnienia. To zaś może nam pomóc ujrzeć, sposób naszego myślenia, postępowania i reagowania. A to tu tkwi problem, w sposobie, w jaki podchodzimy do tego, co się dzieje.

   Gdy przeżywamy złość, niektórzy mówią, byśmy sobie pozwolili ją odczuwać. Cóż, znam i takich, którzy się nią potrafią delektować. Pamiętajcie jednak złość nigdy nie trwa długo, jak wszystko inne, przeminie. I nie o nią w tym wszystkim chodzi ani o żadną inną emocję, tylko o to, czy zrozumieliście, czego była wynikiem. To jest właśnie sednem procesu przemiany, która się w takim momencie dokonuje. Złość tylko wam coś ukazała. I tyle. A to właśnie zrozumienie przyczyny, pozwoli wam pójść dalej i nie zatrzymać się w tej chwili. Nie przeżywać jej na okrągło. Nie wracać ciągle do niej. Nie wciągać w swoje przeżywanie innych.

   Zadajcie zatem pytanie: dlaczego?

   Dlaczego dokonaliście takiego, a nie innego wyboru? Znacie przecież siebie. Do czego wam to mogło być potrzebne? Bo chcieliście się czegoś nauczyć? Bo miało was to np. nauczyć pokory? Bo jesteście zbyt głupi, naiwni, niecierpliwi, brawurowi? Bo nie umiecie odpuścić?

   Dlaczego potrzebujecie aż tego doświadczenia? Pomyślcie.