Skip to main content

Nieugruntowana pewność

Jeśli próbujesz dokonać w sobie lub wokół siebie jakiejś zmiany, wrogiem staniesz się nawet sam dla siebie, jeśli coś w tobie, jakiś program, przekonanie, poczuje, że wciąż może czerpać z obecnej sytuacji, choćby najmniejszy zysk.

  Podobnie, jeśli chodzi o twoje otoczenie. Jeśli pasuje im twój obecny stan, jeśli twoja postawa przynosi im zyski, nigdy nie wesprą cię w twoich działaniach do zmiany, bo po co? Im pasuje to, że jesteś w takim stanie, jak teraz, to, że wypełniają cię określone emocje, programy. Przyzwyczaili się do tego, że jesteś właśnie taki i potrafią cię, w takim stanie, w jakim jesteś teraz, najlepiej kontrolować. Dlaczego mieliby zatem chcieć w tobie zmian? Im to nie jest potrzebne do niczego. Co oni będą z tego mieć? Nic, a jeszcze mogą na twojej zmianie stracić.

  Pamiętajcie, ten, kto czerpie z nas największe zyski, będzie się jednocześnie najmocniej przeciwstawiać naszemu rozwojowi. Po tym go poznamy. On będzie walczyć, niby o nas, a tak naprawdę z nami, najmocniej. Ten zaś, kto sam się boi zmiany w sobie, będzie wmawiać nam, że to my go jeszcze hamujemy w rozwoju. Choć tak naprawdę, nie w jego interesie, byśmy szli do przodu i nie w jego własnym interesie się rozwijać, skoro wciąż może na nas żerować i na naszej energii, a wystarczy, że utrzyma nas w określonym, potrzebnym do tego stanie.

  Cóż, żyć nie umierać. Wystarczy podporządkować sobie w nas to, co się w nas boi i staniemy się niewolnikami, na własną w zasadzie prośbę.

  I wystarczy, byśmy uwierzyli, że jest dobrze, jak jest. Byśmy uwierzyli, że nie potrzebujemy niczego więcej do szczęścia, niż to, co mamy. Byśmy nie chcieli nawet myśleć o tym, że możemy chcieć czegoś innego, czegoś więcej, poczuć wolność, wynikającą z rozwoju. A tylko wtedy, tak naprawdę, człowiek czuje się wolny i szczęśliwy, gdy może się rozwijać. Gdy czuje, że to, co robi, popycha go rozwojowo do przodu i dzięki temu, nie tylko zaczyna więcej widzieć, ale i rozumieć to, co dzieje się w nim samym i dookoła niego.

  Jak nas zatem zatrzymują inni w rozwoju? Cóż, znają wiele sposobów i stosują je bez ograniczeń.

  1. Sprawiają, że bez nich nie dajemy sobie rady w życiu. Czynią nas wtedy bezwolnymi, wręcz nieudacznikami życiowymi, podkreślając, że bez nich umrzemy, i nie przetrwamy nawet dnia.

  2. Zasiewają w nas strach przed nieznanym. Takie osoby potrafią silnie demonizować świat wokół nas, mnożyć zagrożenia i wręcz bać się razem z nami.

  3. Wmawiają nam wymyślone poczucie winy. Czyli, co się z nimi stanie, gdy my ich zostawimy. I to będzie nasza wina.

  4. Jechanie na naszej litości. Bałaganie nas, byśmy nie odchodzili, przy jednoczesnym tworzeniu pozorności, że im na nas zależy. A gdy zobaczą, że się złapaliśmy na litość, szybko wracają do swej codziennej postawy.

  5. Ignorowanie nas. Jeśli poruszamy osobisty temat, jakiś problem, ta osoba szybko zmienia temat, ignoruje nasz problem i zaczyna mówić o sobie lub o swoich problemach.

  6. Wmawianie nam, że wyolbrzymiamy i przesadzamy ze wszystkim. Nie mówiąc o tym, że się czepiamy tej osoby i zwalamy na nią winę.

  7. Staranie się tylko do momentu, gdy nie wyczuje druga osoba, że już kryzys zażegnany. Później zaś wraca zwykłe codzienne, chłodne traktowanie lub obojętność. To coś na zasadzie, zmienię się tylko na czas, gdy czuję, że możesz odejść.

  8. Zaniżanie naszej wartości, podkreślając swoje znaczenie w relacji. Wszystko przecież na głowie tej osoby. Bez niej, jesteśmy nikim. Bez niej, nic nie jesteśmy warci.

  A gdy nie dało się groźbą, prośbą, poprzez zastraszanie, czy poprzez ignorowanie i obojętność, pozostaje jeszcze manipulacja energetyczna, czyli wysysanie nas z energii tak, byśmy nie mieli sił myśleć, czy działać.

  Niestety, gdy jesteśmy ofiarami tego rodzaju manipulacji, naprawdę trudno jest wzbudzić w sobie pragnienie oraz chęć dokonania w sobie lub we własnym życiu jakichkolwiek zmian. Nawet jeśli je wzbudzimy, często gasimy je już po chwili, bojąc się, co się stanie, gdy ta druga osoba się dowie. Jej reakcja urasta wtedy, w naszej głowie do rangi demona, który nas zniszczy psychicznie i wykańcza fizycznie.

  Pamiętajcie też, że to działa w dwie strony. Dając się wciągnąć w czyjąś grę, sami stajemy się często manipulacyjni. I my także zostawiamy wtedy tę osobę/osoby na określonym poziomie rozwoju, bo nam też pasuje to, jakim się staje ta osoba przy nas.

  Układamy siebie nawzajem i tak samo, jak inni nie pozwalają nam się rozwijać, tak i my nie pozwalamy się często rozwijać innym wokół nas. Bo po co mają się rozwijać? Oni mają nam służyć. Po to są. Tak właśnie często myślimy o naszych bliskich. A gdy ktoś się zaczyna rozwijać, zaczyna też dostrzegać mankamenty relacji z nami. Zaczyna uwierać tę osobę nasze podejście do siebie, do życia, do seksu, do uczuć, do różnych spraw tego świata. Pamiętajcie, nie stawiajcie siebie tylko w roli ofiary, bo to nie tak. Nie jesteśmy święci. Miewamy swoje za uszami i bywamy dominujący, chaotyczni, manipulacyjni, zazdrośni, kłamliwi, nieomylni, zapatrzeni w siebie i wiele innych cech, które przypisujemy innym. Postawmy raczej znak równości, bo my też boimy się zmian i przyszłości, i nam też wydaje się ona często straszna i posługujemy się innymi, ich lękami i fobiami, by mieć wytłumaczenie. By nic nie robić, by móc mieć wymówkę w postaci: bo ktoś.

  Bo ktoś, oczywiście, swoją drogą, ale ważniejsze jest dla nas, bo my. I, co, my? I jeśli się boimy, nasze lęki zamanifestują się jako pierwsze w naszym życiu. Sanie się dokładnie to, czego się boimy. Bo tylko temu dajemy w sobie uwagę i karmimy emocjami. O innych marzeniach często wtedy zapominamy, odsuwamy je na dalszy plan, stają się mrzonkami. A nasz lęk, cóż, on staje się taki wypasiony, że, oj, jemu naprawdę w nas dobrze. To czasami najlepiej wykarmiona część nas.

  I wtedy właśnie z pomocą przychodzi nam to, co nam się niezapowiedzianie przydarza. Co nas zaskakuje i wytrąca z utartego myślenia lub utartego sposobu postępowania. I jakże my potrzebujemy takich życiowych zaskoczeń. Czegoś, co wywróci nasz świat do góry nogami. Bo tyle się wtedy dzieje i tak dużo jesteśmy w stanie zobaczyć tego, co w nas rozwinięte i niedorozwinięte, psychicznie również. Ugruntowane i lekkomyślne. Jakże nas wtedy uczą takie sytuacje, pokory. Jakże ważnym jest wtedy, by nie walczyć, tylko się poddać temu, co się dzieje. Niech się dzieje. Skoro się pojawiło w naszym życiu, to po coś ważnego. Zatem, pozwólmy, by ukazało nam to, zwyczajnie, prawdę.

  Jeśli pojawi się bogactwo, nie walczcie z nim, przyjmijcie je i dajcie tej manifestacji miejsce w swoim życiu. Jeśli pojawiała się miłość, nie walczcie z nią, niech rozbrzmiewa w was wysokimi tonami. Niech płynie, niech się ukazuje w całej swojej obfitości. Jeśli pojawiła się przyjaźń, czercie z niej pełnymi garściami i wzmacniajcie w sobie nawzajem to, co dobre. Jeśli pojawił się pomysł, pozwólcie mu się zrealizować.

  Czymkolwiek jest to, co się pojawiło, niech się manifestuje. Niech ukaże całą moc. Niech, właśnie, zrobi rewolucję w naszym życiu. Bo my tego czasami naprawdę mocno potrzebujemy, my, tacy zastani, a wydający się tacy stabilni. My, tacy ugruntowani już w sobie, a potrzebujący, by nas coś rozruszało. My, tacy świadomi, a jednocześnie tacy naiwni.

  Tak, kochani. Niczego nie warto być pewnym w sobie. Nic nie jest pewne w życiu, jedynie zmienność. Ona zawsze się dzieje, i to w każdej chwili. Nawet wtedy, gdy jej nie widzimy. I bądźmy zaskoczeni. A najlepiej, sami siebie zaskakujmy i sami siebie chwalmy, bo warto.