Skip to main content

Zalegające życie

    O tym, jak ważnym jest, by jasno myśleć i jasno wyrażać to, o co nam chodzi, przekonujemy się w zasadzie każdego dnia. Dziś odniosę się w tym temacie do przestrzeni materii. Do podstawowej sfery naszego życia, w której dość często gubimy się w naszych intencjach. Wystarczy zajrzeć do naszej szafy, by zobaczyć, jak wiele znajdziemy tam, niepotrzebnie lub ,,na zaś” kupionych ubrań. Podobnie wyglądają nasze półki z bibelotami. W naszych szufladach i w naszym domu, zalegają zwyczajnie tony śmieci. I nie ważne, że z nich nie korzystamy, nie wyrzucimy ich, bo kiedyś się przecież przydadzą. Co to oznacza? Że z jakiegoś powodu są dla nas ważne lub nam zwyczajnie jest szkoda ich wyrzucić lub oddać komuś, kto bardziej ich potrzebuje. Powodów może być wiele.
    Gdy pytam o to ludzi, najczęściej słyszę, że nie lubią rozstawać się z rzeczami, które wymagały od nich jakiegoś wyrzeczenia. I coś w tym jest. Po wielokroć, przed oddaniem, potrafimy je przeglądać, kalkulować, czy aby na pewno chcemy się ich pozbyć. I trzeba czasami wielkiego wysiłku woli, by spakować je w nienaruszonym stanie i oddać do miejsca, gdzie są na przykład rozdysponowywane dla bardziej potrzebujących.
Patrząc jednak na nas, to my generalnie nie lubimy rozstawać się z niczym ani nikim. Rozstanie przecież oznacza dla nas stratę. A my nie lubimy tracić. Nie lubimy w ogóle tego słowa. Tracić. Ktoś z was lubi to słowo? Lubicie tracić? Już lepiej jest powiedzieć: uwalniam się od tej energii. Pozwalam jej popłynąć dalej. Daję jej wolność. Od razu lepiej brzmi. Strata, natomiast, napełnia nas od razu smutkiem. Jest nam zwyczajnie szkoda, by się rozstawać z daną energią. Dlaczego? Pewnie dlatego, iż wciąż mamy nadzieję, że wyciągniemy z tej energii więcej niż wyciągnęliśmy do tej pory.
    Jeszcze gorzej jest z naszymi relacjami. Tu już potrafimy być mistrzami świata w uwieszaniu się na jakiejś energii. I niby mówimy: tak, to już koniec, odpuszczam, niech sobie idzie, niech sobie robi, co chce, ale nadal o nim/niej mówimy. Inni już nie są w stanie słuchać naszych wypowiedzi, a my nadal o tym samym. On/ona, to, tamto, siamto. Bo przecież, jak tu puścić drugą duszę, gdy nadal jest w niej coś, czego nie skonsumowaliśmy. Mamy dać dostęp do tej energii komuś innemu? Nigdy w życiu! Tak, więc, chytrość moi drodzy. Jesteśmy chytrymi duszami. I nie mówcie, proszę, że wy to już tak wszystko, wszystkim oddajecie. Zalegamy, kochani. A piszę to w przerwie, gdy stojąc przed szafą, mówię sobie… a… jeszcze dobre, nowe, kurczę, to ma jeszcze metkę, niech jeszcze sobie wisi w szafie… za drogie było…
Taaa… no to przeglądamy dalej.